pracownicze

327 readers
2 users here now

wszystko co związane z zatrudnieniem

founded 4 years ago
MODERATORS
101
102
103
104
 
 

Związkowcy z sektora finansowego na całym świecie zebrali się w Buenos Aires w dniach 3-4 czerwca, aby ustalić, jak najlepiej wykorzystać fundusze emerytalne do budowania siły związków zawodowych.

Fundusze emerytalne są głównymi graczami w światowej gospodarce, zarządzając aktywami o wartości ponad 60 bilionów USD. Odgrywają one rolę w kształtowaniu naszej globalnej gospodarki i określaniu, jak może wyglądać odpowiedzialne zachowanie przedsiębiorstw.

Ponad 70 uczestników/czek spotkało się na seminarium UNI Finance "Pieniądze pracowników, przyszłość pracowników" w stolicy Argentyny, którego gospodarzem był oddział finansowy UNI Global Union La Bancaria.

Podczas gdy emerytury powinny przede wszystkim chronić kapitał i emerytury pracowników, praca związków zawodowych w funduszach emerytalnych powinna maksymalizować możliwości promowania umów zbiorowych, równości płci i różnorodności, aby zapewnić, że fundusze emerytalne są zrównoważone i stanowią inwestycję w przyszłość skoncentrowaną na społeczeństwie.

Musimy upewnić się, że standardy nie są tylko słowami, nie są tylko "praniem ekologicznym" lub "praniem społecznym". Wszystkie największe międzynarodowe koncerny finansowe są zaangażowane w fundusze emerytalne, pociągnijmy je do odpowiedzialności" - powiedziała przewodnicząca UNI Finance, Anna Maria Romano z włoskiego związku zawodowego FISAC-CGIL-IT.

"Nie chodzi tylko o zrównoważony rozwój środowiska, ale także o zrównoważony rozwój społeczny, integrację i prawa człowieka. Musimy bronić pracowników i udowodnić, że jesteśmy kompetentni. Jesteśmy ekspertami na własnych prawach" - dodała.

Seminarium dotyczyło problemów zabezpieczenia kapitału emerytalnego, gdyż wielu pracowników zapłaciło cenę za nietrafione inwestycje. "Wielu pracowników zostało prawie z niczym po wprowadzeniu prywatnych funduszy emerytalnych w Argentynie" - powiedział Sergio Palazzo, sekretarz generalny La Bancaria i przewodniczący UNI Americas Finance. "Mieliśmy nieudany eksperyment z prywatnymi firmami zarządzającymi funduszami emerytalnymi".

Sytuacja ta odbija się echem w Brazylii, gdzie pracownicy poczty walczą o odzyskanie 2 miliardów dolarów utraconych funduszy emerytalnych z BYN Mellon w USA.

Dyrektor UNI ds. biznesu i praw człowieka, Lisa Nathan, współpracuje z Global Unions' Committee for Workers' Capital (CWC), międzynarodową siecią związków zawodowych na rzecz dialogu i działań w zakresie odpowiedzialnego inwestowania kapitału pracowniczego.

"Zwracamy dużą uwagę na to, w jaki sposób fundusze emerytalne wykorzystują swój wpływ na firmy, w które inwestują, aby mieć nadzieję na podniesienie standardów korporacyjnych" - powiedziała. "UNI działa również na rzecz budowania kanałów z funduszami emerytalnymi, aby wzmocnić głos związków zawodowych i pogłębiać ich zrozumienie praw pracowniczych".

Angelo Di Cristo, szef UNI Finance, powiedział: "To spotkanie rozpoczęło podróż mającą na celu zwiększenie wiedzy na temat zarządzania funduszami emerytalnymi i wskazanie sposobów, w jakie związki zawodowe mogą kształtować inwestycje w celu poprawy praw pracowniczych, różnorodności i integracji - oraz aby fundusze były inwestowane nie tylko odpowiedzialnie, ale także mądrze".

105
106
 
 

cross-postowane z: https://szmer.info/post/3503447

W lato 2023 roku jeden z inżynierów Facebooka zaczął nagłaśniać wewnętrznie przypadki złego traktowania kobiet. Valdi Licul, prawnik Smitha (tj. byłego inżyniera Facebooka), stwierdził, że jest to kolejny przypadek, w którym wielkie korporacje, zamiast reagować na naruszenia, uciszają tych, którzy się sprzeciwiają nieetycznym warunkom.

Internet Archive

107
108
109
110
 
 

“Nikt nie sprawdza moich uprawnień, umowy ani badań. Z kabiny widzę, jak w dole robotnicy przypinają ogromną ścianę do łańcuchów. Ja mam to podnieść? Jeszcze nigdy ładunku nie podnosiłem! A co, jeśli kogoś zabiję? Robi mi się gorąco.” pisze w swoim reportażu Bartosz Józefiak, dziennikarz “Dużego Formatu”.

111
112
113
114
11
submitted 9 months ago* (last edited 9 months ago) by [email protected] to c/[email protected]
 
 

cross-postowane z: https://szmer.info/post/3370632

Związek Syndykalistów Polski - Wrocław zaprasza na pikietę, która odbędzie się w piątek, 31 maja o godz. 12:00 pod siedzibą Państwowej Inspekcji Pracy we Wrocławiu (ul. Zielonego Dębu 22). Będziemy protestować przeciwko bezczynności Państwowej Inspekcji Pracy w sprawie zgłoszenia o niewypłaconym wynagrodzeniu. PIP dostała zawiadomienie o nieprawidłowościach, po czym po nieudanej próbie kontaktu z zalegającą firmą, wrzuciła sprawę do szuflady. Ale my będziemy upominać się o zaległe wynagrodzenie, zarówno u nieuczciwego pracodawcy jak i o sprawiedliwość w Państwowej Inspekcji Pracy.

115
 
 

Po latach rozważań i gorących negocjacji, ministrowie UE ostatecznie zatwierdzili dziś dyrektywę w sprawie należytej staranności w zakresie zrównoważonego rozwoju przedsiębiorstw (CSDD), wyznaczając nową erę odpowiedzialności przedsiębiorstw. Osiągnięcie tego kamienia milowego jest wielkim krokiem naprzód wyranm dzięki wytrwałym wysiłkom związków zawodowych, społeczeństwa obywatelskiego i postępowych posłów PE.

Dyrektywa tworzy nowe możliwości do zapewnienia, że wszystkie firmy o znaczącym wpływie na Europę - niezależnie od tego, czy mają siedzibę w UE, czy za granicą - muszą przestrzegać praw człowieka pracowników na całym świecie. Szacuje się, że dyrektywa obejmie swoim zasięgiem około 5400 przedsiębiorstw, z milionami pracowników globalnie, w tym podwykonawców, spółek zależnych i osób pracujących w ich 'globalnych łańcuchach wartości' [value chains].

Oprócz wprowadzenia obowiązkowej należytej staranności w zakresie praw człowieka na tak rozległym obszarze, wprowadza ona również nowe przepisy, które wykraczają poza istniejące krajowe przepisy dotyczące należytej staranności. Co najważniejsze, na każdym etapie procesu należytej staranności istotną rolę odgrywają rolę związki zawodowe. Wprowadzona jest też możliwości egzekwowania prawa za pomocą szeregu środków, w tym organów nadzorczych, które mogą przyjmować skargi i jest pierwszym ustawodawstwem dotyczącym należytej staranności, które wprowadza odpowiedzialność cywilną, choć jej zasięg jest ograniczony.

Krajowe związki zawodowe w Europie muszą naciskać na swoje rządy, aby ustanowiły silną podstawę legislacyjną w celu zapewnienia solidnego ustawodawstwa krajowego, w tym w celu wypełnienia niektórych luk w dyrektywie.

116
 
 

Dariusz Prosiecki objął funkcję dyrektora biura współpracy międzynarodowej i filatelistyki w Poczcie Polskiej. Poprzednio był związany z Pracodawcami RP, a wcześniej przez wiele lat był reporterem „Faktów” TVN. O rozpoczęciu pracy w Poczcie Polskiej jako dyrektor biura współpracy międzynarodowej i filatelistyki Dariusz Prosiecki poinformował na swoich profilach społecznościowych. W marcu br. w efekcie konkursu prezesem Poczty Polskiej został Sebastian Mikosz, a stanowisko wiceprezesa ds. digitalizacji objął Dariusz Śpiewak. Spółka jest największym operatorem pocztowym w naszym kraju. Zatrudnia ponad 66 tys. pracowników, a jej sieć obejmuje 7,6 tys. placówek, filii i agencji pocztowych w całej Polsce

Przez minione dwa lata Dariusz Prosiecki był dyrektorem departamentu marketingu i komunikacji w Pracodawcach RP, a przedtem przez niecały rok pracował w strategii, projektów i współpracy międzynarodowej w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Dariusz Prosiecki 17 lat w TVN Wcześnej Dariusz Prosiecki przez prawie trzy dekady pracował jako dziennikarz. Zaczął w 1994 roku w RMF FM (jako współpracownik), a trzy lata później przeszedł do Radia ZET. Od 2004 roku związany był z TVN, z początku jako reporter TVN24, a od 2005 roku jako reporter „Faktów” TVN. Zajmował się tematyką obronności, kryminalną i bezpieczeństwa, rzadziej polityczną. Przygotowywał materiały m.in. na temat wojska, służb specjalnych. Relacjonował konflikty w Iraku, Gruzji, Kosowie i Afganistanie. Z nadawcą pożegnał się jesienią 2021 roku.

117
 
 

Pocztowa Solidarność zwróciła się z apelem do prezydenta Andrzeja Dudy o udzielenie wsparcia w walce z "zatrzymaniem bezmyślnej transformacji, będącej faktycznie początkiem likwidacji Poczty Polskiej" oraz rozpoczęcie debaty publicznej na temat przyszłości spółki. Według związkowców spółka nie powinna być traktowana jako projekt biznesowy, ale strategiczny podmiot o istotnym znaczeniu dla funkcjonowania państwa.

NSZZ "Solidarność" Pracowników Poczty Polskiej wystosował apel do prezydenta Andrzeja Dudy o jego wsparcie w związku z planowanymi zwolnieniami grupowymi w Poczcie Polskiej.
Apel do prezydenta

W stanowisku podkreślono, że apel pracowników Poczty otrzymał pełne poparcie ze strony Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". W stanowisku Komisji Krajowej czytamy, że zaapelowała ona do szefa resortu aktywów państwowych Jakuba Jaworskiego "o podjęcie natychmiastowych działań mających na celu ochronę Poczty Polskiej przed dezintegracją i zapewnienie jej stabilnego funkcjonowania". Komisja wezwała również do dialogu z przedstawicielami związkowców.

"Działania obecnego Zarządu Poczty Polskiej S.A. są pierwszym krokiem do likwidacji spółki o istotnym znaczeniu dla gospodarki państwa (...) Nowy Zarząd nie przedstawił żadnych planów rozwoju Poczty, żadnych planów inwestycyjnych, a jedynym działaniem 'naprawczym, są planowane redukcje etatów będące początkiem tzw. transformacji spółki. Na 2024 rok została zaplanowana potężna redukcja etatów opierająca się nie tylko na tzw. naturalnej fluktuacji tj. nieodtwarzaniu stanowisk po naturalnym wygaśnięciu stosunku pracy. Zarząd Poczty Polskiej S.A. planuje również zwolnienia grupowe. Szacujemy, że tylko w 2024 r. redukcja obejmie 10 tys. etatów, w wyniku czego Poczta Polska straci zdolność operacyjną świadczenia usług w zakresie podstawowym" - wskazali związkowcy w apelu adresowanym do prezydenta Andrzeja Dudy.

Czytaj także: "Jesteśmy najgorzej opłacaną grupą zawodową w Polsce". Strajk ostrzegawczy Związkowcy mówią o błędach kolejnych ekip

Przedstawiciele związków zawodowych zarzucają, że kolejne ekipy rządzące na przestrzeni lat dopuściły się licznych błędów, zaniedbań oraz nie przygotowały Poczty Polskiej do funkcjonowania na zliberalizowanym rynku usług pocztowych, w stopniu niespotykanym w innych krajach UE. Podkreślili, że obecny rynek usług pocztowych został zdominowany przez korporacje międzynarodowe.

"W przyszłym roku odbędzie się wybór operatora wyznaczonego do świadczenia usługi powszechnej, a tymczasem Prezes Poczty Polskiej (Sebastian Mikosz - red) wygłasza publicznie opinię: 'bycie operatorem wyznaczonym nie jest dobrym biznesem'. Poczta Polska bez świadczenia usługi powszechnej i usługi e-doręczenia na rzecz administracji państwowej oraz sądownictwa, utraci status operatora narodowego, stając się łatwym łupem dla doinwestowanej konkurencji co w konsekwencji oznacza jej likwidację" - ocenili związkowcy.

Jak napisali, w trakcie pandemii COVID-19 Poczta Polska udowodniła, że jest niezbędna do funkcjonowania państwa, dodając, że w czasach narastającego napięcia między NATO a Rosją, likwidacja spółki jest w ich ocenie działaniem nieodpowiedzialnym.

Czytaj także: Były prezes Poczty Polskiej: ze skrzynki byłego dyrektora biura prawnego Orlenu wyszedł mail z projektem wyborów

"Początek likwidacji Poczty Polskiej, i to w obliczu rosnącej groźby konfliktu na linii NATO – Rosja, jest działaniem szczególnie nieodpowiedzialnym i wyjątkowo niebezpiecznym. Jest też działaniem nieodwracalnym. Przedsiębiorstwa strategicznego dla państwa, o tak rozbudowanej strukturze i zasięgu działania, nigdy nie uda się już odbudować" - dodano.

Według pocztowej "S" spółka nie powinna być traktowana jako projekt biznesowy, ale strategiczny podmiot o istotnym znaczeniu dla funkcjonowania państwa. Zwolnienia w Poczcie Polskiej

Wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński poinformował w Sejmie pod koniec kwietnia, że zarząd Poczty Polskiej zamierza w br. zmniejszyć liczbę stanowisk pracy o 5 tys. etatów, dodając, że kończące się umowy zlecenia czy umowy o pracę na czas określony nie będą przedłużane.

"Liczba około 5 tys. etatów, to są nie osoby tylko etaty, to są - jakby to księgowo powiedzieć - stanowiska pracy, o które Poczta Polska, nowy zarząd Poczty Polskiej, zamierza obniżyć poziom (...) zatrudnienia na rok 2024" - mówił wówczas wiceminister, zastrzegając, że przygotowywany plan transformacji nie przewiduje likwidacji Poczty Polskiej. Nowy prezes o sytuacji w państwowym gigancie

W połowie maja br., w rozmowie z PAP prezes spółki Sebastian Mikosz poinformował, że Pocztę należy "wymyślić na nowo", a listonosze stopniowo powinni przechodzić w rolę kurierów. Zwrócił uwagę, że Poczta nie jest już monopolistą na rynku, a tradycyjne usługi świadczone przez Pocztę Polską gasną. - Doręczanie listów gaśnie i ten trend będzie jedynie przybierał na sile - wskazywał szef Poczty.

Prezes Mikosz przekazał również, że zaproponował związkowcom Poczty Polskiej redukcję etatów i podwyższenie wynagrodzeń, co zostało z miejsca odrzucone. - Gdybym dzisiaj spełnił oczekiwanie związków, jakim jest tysiąc zł brutto podwyżki, to spółkę kosztowałoby to 1 mld 200 mln zł rocznie. Jako prezes uważam, że ten postulat nie szokuje przy dzisiejszej inflacji i wyższych kosztach życia. Niestety, dzisiaj sytuacja spółki na takie podwyżki nie pozwala - wyjaśnił szef Poczty.

Dodał także, że strata brutto całej Grupy Poczta Polska, która została wyliczona podczas przeprowadzonego audytu, to prawie 468 mln zł. - Strata brutto samej Poczty Polskiej to minus 745 mln zł, ale wynik Grupy poprawia wynik Banku Pocztowego. Spółka otrzymała już od Skarbu Państwa refundację za wybory kopertowe - zaznaczył prezes państwowego giganta.

Czytaj również: Nowy prezes Poczty Polskiej: spółka jest w stanie śmierci klinicznej >>>

W "Faktach po Faktach" Sebastian Mikosz tłumaczył swoje porównanie stanu Poczty Polskiej do śmierci klinicznej. Powiedział, że chodziło mu o stan, w którym "serce bije, ale głowa przestała działać". - Sercem nazwałem ludzi, bo naprawdę ci ludzie są fenomenalni - powiedział i przyznał, że "część z nich będzie musiała z poczty odejść".

Tłumaczył, że będzie starał się, aby Poczta Polska stała się "firmą kuriersko-logistyczną". - Jesteśmy nastawieni na dostarczanie listów, a powinniśmy być na dostarczanie paczek, czyli inaczej mówiąc przesyłek. List też może się stać przecież przesyłką. Zresztą bardzo wiele przesyłek dzisiaj jest mniejszych formatowo niż listy, więc możemy to robić - wyjaśnił.

Sebastian Mikosz został powołany na prezesa Poczty Polskiej pod koniec marca 2024 r. Do tej pory był m.in. prezesem PLL LOT i wiceszefem IATA.

Poczta Polska to spółka Skarbu Państwa, największy operator pocztowy na rynku krajowym. Zatrudnia ponad 66 tys. pracowników, a jej sieć obejmuje 7,6 tys. placówek, filii i agencji pocztowych w całej Polsce.

118
119
120
 
 

Poczta Polska jest w złej sytuacji. Hierarchiczna struktura, ignorowanie szeregowych pracowników, ich doświadczenia i głosów, oddanie na wielu płaszczyznach (np. bardzo zyskowne przesyłki kurierskie i inne) prywatnym firmom, zastraszanie pracowników (włącznie ze zwolnieniami), gdy ci próbują ratować firmę; to wszystko skutkuje się tym, że firma z kilkusetletnią tradycją, dziś chwieje się na nogach, straszy się prywatyzacją/likwidacją itd.

Poczta Polska dociera do każdej osoby w kraju - choćby mieszkała w najmniejszej wsi. To usługa, która nie musi przynosić zysków - podobnie jak zysków nie przynoszą szkoły, czy szpitale.

NIE WIECIE JAK RATOWAĆ POCZTĘ? ZACZNIJCIE SŁUCHAĆ PRACOWNIKÓW!

121
 
 

Serce bije, ale głowa przestała działać - mówi Sebastian Mikosz, prezes Poczty Polskiej, o sytuacji państwowego giganta. Dodaje, że spółka "jest w stanie śmierci klinicznej" i "trzeba ją wymyślić na nowo".

W wywiadzie udzielonym Polskiej Agencji Prasowej Sebastian Mikosz stwierdza, że "przez ostatnie 8 lat firma została doprowadzona do praktycznego wyjścia z rynku". - Mam o to gigantyczny żal. Poczta Polska jest nie tylko spółką Skarbu Państwa, ale też firmą pełniącą funkcję państwotwórczą - dodaje.

Ocenia, że "Poczta Polska jest w stanie śmierci klinicznej. Serce bije, ale głowa przestała działać". - Śmierć kliniczna Poczty polega na tym, że mamy same długi - wyjaśnia Mikosz. I nie chodzi wyłącznie o długi w wymiarze finansowym.

Sebastian Mikosz, w przeszłości dwukrotnie prezes Polskich Linii Lotniczych LOT, w lutym został oddelegowany do pełnienia obowiązków prezesa Poczty Polskiej, a w marcu wygrał konkurs na to stanowisko. Zasłynął z restrukturyzacji narodowego przewoźnika. Podobne zadanie czeka go w Poczcie Polskiej.

Cztery długi Poczty Polskiej

Według Mikosza Poczta Polska ma "dług kurierski", co objawia się tym, że jest siódmym graczem na najbardziej atrakcyjnym i najszybciej rosnącym rynku usług logistycznych, ściśle związanym z e-commerce. - I o naszą ekspansję na tym rynku będzie bardzo trudno, dlatego, że wiąże się to z koniecznością dokonania gigantycznych inwestycji i całkowitej transformacji - z firmy stawiającej prawie wyłącznie na logistykę listów, na firmę kurierską - tłumaczy nowy prezes.

Długi dług, oceniony przez Mikosza jako najgroźniejszy, to dług technologiczny. - Jesteśmy takim skansenem informatycznym, firmą, która funkcjonuje chyba w oparciu o najstarsze dostępne systemy. Szacujemy, że w tej chwili wyjście z długu technologicznego, to jest koszt rzędu pół miliarda złotych. Musimy kupić co najmniej 23 tys. komputerów, zainstalować zupełnie nowe serwery, nowe oprogramowanie. Operujemy na systemach, które mają nawet 20 lat. Musimy unowocześnić system okienkowy oraz ten odpowiedzialny za zarządzanie logistyką - stwierdza.

I to właśnie konsekwencją długu technologicznego ma być dług finansowy Poczty Polskiej. - To niedostosowanie przedsiębiorstwa do realiów i potrzeb rynkowych. Od lat stale spadają wolumeny obsługiwanych przez Pocztę listów, z kolei rosną koszty pracy i surowców - diagnozuje Mikosz.

Strata brutto Grupy Poczta Polska to prawie 468 mln zł. Sama Poczta Polska jest 745 mln zł na minusie, jednak jej wynik poprawia Bank Pocztowy.

Dodatkowo jesteśmy firmą, w której wszystko jest powolne, długie, skomplikowane. Zbudowaliśmy imponującą biurokrację wewnętrzną, której utrzymanie wymusza gigantyczne zatrudnienie. Śmiem twierdzić, że dzisiaj obsługą aparatu biurokratycznego zajmuje się więcej ludzi, niż tych, którzy realnie mają styczność z klientami - stwierdza prezes.

Jego zdaniem Poczta Polska cierpi także na dług intelektualny. - On jest dla mnie szczególnie bolesny, gdyż wiąże się z koniecznością uświadamiania Pocztowcom, że zmiany w naszej firmie są nieuniknione, jeżeli Poczta ma przetrwać. To wygląda trochę tak, jakby nikt nie zauważył, że rynek nam ucieka, rozwiązania w zakresie korespondencji cyfrowej zdominują komunikację prywatną i oficjalną już w najbliższych latach, wypierając tradycyjne listy - podsumowuje Mikosz. 97 związków zawodowych w Poczcie Polskiej. "Robią to, co zawsze"

Wylicza, że w Poczcie Polskiej działa 97 związków zawodowych, z czego dwa są reprezentatywne i "to z nimi rozmawiamy". Powołano zespół ds. negocjacji zmian w Zakładowym Układzie Zbiorowym Pracy. Stwierdza, że konstruktywny dialog "jest niezwykle trudny", a żądania ograniczają się do postulatów na tle płacowym i kadrowym.

  • Uważam, że taka liczba organizacji związkowych wynika, przede wszystkim, z chęci utrzymania tzw. ochrony związkowej przez szerokie grupy osób - dodaje. Taką ochroną objętych może być około 700 pracowników. Koszty funkcjonowania organizacji związkowych dla Poczty szacowane są na około 10 mln zł.

  • Związki robią to, co zawsze, czyli skupiają się na wymuszaniu podwyżek płac. W moich rozmowach z liderami związkowymi nie słyszałem natomiast postulatów, które wiązałyby się z intensyfikacją prac nad nowymi systemami informatycznymi czy większych inwestycji w tym obszarze, co przecież usprawniłoby pracę pracowników. Co zrobiły związki, kiedy Orlen, który też jest spółką Skarbu Państwa, zagarnął rynek automatów paczkowych? Dlaczego nie reagowały 2-3 lata temu? - pyta Mikosz.

Dodaje, że w Poczcie "spotkał się z sytuacją, której nie ogarniała jego biznesowa wyobraźnia". - Związkowcami jest również wielu menadżerów. I tak na jednym spotkaniu jedna i ta sama osoba pełni funkcję dyrektora zarządzającego danym obszarem, a na innym – działacza związkowego - dodaje. Zobacz także: Krytyczna sytuacja Poczty Polskiej. Przerwą pracę Nie będzie likwidacji placówek Poczty Polskiej. Zredukują zatrudnienie

Jaką receptę ma dla Poczty Polskiej jej nowy prezes? - Pocztę Polską trzeba wymyślić na nowo. Nie jesteśmy już monopolistą i mam wrażenie, że jest to pierwsza rzecz, którą trzeba wszystkim uświadomić. Do tego tradycyjne usługi Poczty po prostu gasną. Doręczanie listów gaśnie i ten trend będzie jedynie przybierał na sile - stwierdza.

Wylicza, że rynek listów spada o około 10 proc. rocznie w Europie. Popyt na usługi doręczeń ma spaść także wraz z wejściem usługi e-Doręczeń. - Na pewno nie zrezygnujemy z rynku kurierskiego i póki to możliwe, będziemy dostarczali listy - zapowiada Mikosz.

Chce rozwijać także usługi finansowe w oparciu o siatkę placówek Poczty Polskiej, zwłaszcza w miastach do 50 tys. mieszkańców. Podkreśla, że listonosze to najcenniejsze aktywo Poczty Polskiej.

Przecież nasi listonosze co miesiąc roznoszą w gotówce 5 miliardów złotych rent i emerytur. I to jest nasz ogromny kapitał, dzięki któremu chcemy zbudować nową Pocztę. Na pewno nie chcemy likwidować placówek pocztowych, ale musimy je unowocześnić - mówi Mikosz. 

Mikosz zaznacza, że zarobki w Poczcie Polskiej "nie są czymś, czym może się dzisiaj pochwalić". Mówi o sytuacjach, w których pracownicy eksploatacyjni zarabiają nawet tyle, co ich przełożeni. Uważa, że mimo dodatków, takich jak stażowe, "trzynastki", wynagrodzenie zasadnicze jest niewysokie.

  • Bierze się to z gigantycznego przerostu zatrudnienia. Dlatego zaproponowałem związkowcom redukcję etatów i podwyższenie wynagrodzeń, co zostało z miejsca odrzucone - dodaje. Jego zdaniem "trzeba będzie zredukować zatrudnienie, renegocjować układ zbiorowy pracy i wdrożyć plan transformacji".

Poczta Polska to spółka Skarbu Państwa i największy operator pocztowy na rynku krajowym. Zatrudnia ok. 62-63 tys. pracowników, a jej sieć obejmuje 7,6 tys. placówek, filii i agencji pocztowych w całej Polsce.

122
 
 

W najbliższym czasie zwołane zostanie walne zgromadzenie akcjonariuszy Poczty Polskiej, które zadecyduje o dalszym jej losie - ustalił nieoficjalnie "Dziennik Gazeta Prawna". Jedynym akcjonariuszem jest Skarb Państwa, reprezentowany przez ministra aktywów państwowych.

  • Celem walnego zgromadzenia akcjonariuszy Poczty Polskiej będzie podjęcie uchwały o dalszym istnieniu narodowego operatora pocztowego. Konieczność podjęcia takiej decyzji wynika z zapisów Kodeksu spółek handlowych, któremu podlega Poczta Polska jako spółka akcyjna - mówią rozmówcy "DGP".

Poczta Polska przynosi straty liczone w setkach milionów złotych. To wymaga planu ratunkowego i restrukturyzacji. - Brak podjęcia natychmiastowych działań naprawczych może przybliżyć Pocztę do upadłości - podkreślają źródła dziennika.

Poczta Polska do restrukturyzacji. Zadanie dla Mikosza

Nowym prezesem Poczty Polskiej został Sebastian Mikosz, były prezes Polskich Linii Lotniczych LOT. Zasłynął z przeprowadzenia restrukturyzacji narodowego przewoźnika. Miał tam również do czynienia ze związkami zawodowymi.

W najbliższy czwartek, 16 maja, pocztowcy zaplanowali dwugodzinny strajk ostrzegawczy. W godz. 8-10 pracownicy przerwą pracę. Jak pisze Związek Zawodowy Pracowników Poczty:

Walczymy o nasze wynagrodzenia i miejsca pracy. 80 proc. z nas ma wynagrodzenie zasadnicze na umowę o pracę na pełny etat na poziomie 4 023 zł (tj. poniżej minimalnego wynagrodzenia w Polsce). 

Jak ustalił "DGP", postulaty zgłaszane przez związkowców miałyby kosztować państwową spółkę miliard złotych rocznie.

123
 
 

Wszystko teraz zależy od tempa analiz i prac nad nowymi zapisami w kodeksie pracy dotyczącymi czasu pracy. Resort potwierdził, że rewolucyjne zmiany dotyczące czasu pracy nastąpią jeszcze w trakcie trwania tej kadencji rządu, zaś rozważane są dwie opcje, z których jedna stanie się prawem - dni pracy od poniedziałku do piątku krótsze o godzinę w porównaniu z obecnymi lub po prostu czterodniowy tydzień pracy.

Z najnowszego badania ClicMeeting wynika, że aż 70 proc. pracowników w Polsce woli skrócenie tygodnia pracy o jeden dzień niż krótsze dniówki.

REKLAMA Krótszy czas pracy: możliwe rozwiązania w nowym kodeksie pracy

W przypadku drugiej opcji - czterodniowego tygodnia pracy - możliwe jest zastosowanie wariantu 35-godzinnego czyli tego, który jest treścią dniówek skróconych o godzinę. Takie rozwiązania zastosowano np. w Belgii czy we Francji gdzie podejmując decyzję o czterodniowym tygodniu pracy zdecydowano się wydłużyć czas pracy w cztery dni robocze tygodnia.

Ostateczne rozwiązania, które zostaną zapisane w zmienionym kodeksie pracy będą z pewnością efektem wielu dyskusji, a wcześniej – badań i konsultacji.

Poza skróceniem czasu pracy wnioskowanych jest sporo zmian dotyczących samego czasu pracy pod względem jego elastyczności.

Być może więc w jednej nowelizacji nastąpi zmiana bardziej gruntowna kodeksu pracy. Można sobie na przykład wyobrazić takie ostateczne rozwiązania, które jako obowiązkowy wprowadzają 35-godzinny tydzień pracy, skrócony o 5 godzin z obecnych 40, ale do decyzji pracodawcy pozostawiające jego szczegółową organizację – czy np. przybierze on postać 4-dniowego tygodnia pracy z wydłużonymi do 9 godzin 3 dniówkami np. poniedziałek-środa i jedną dalej 8 godzinną w czwartek, czy pozostanie jako tydzień pięciodniowy, ale ze skróconymi każdego dnia dniówkami – z 8 do 7 godzin. Dalszy ciąg materiału pod wideo Każdy weekend zacznie się w czwartek po pracy i potrwa trzy dni - po zmianach w kodeksie pracy

REKLAMA

Trend jest oczywisty, dla seniorów, którzy już zbliżają się do finału aktywności zawodowej, klarowny. Z pewnością mogą przeżywać deja vu - podobnie było pół wieku temu gdy trwał bój o weekendy dwudniowe: najpierw wolną jedną sobotę w miesiącu, a potem wszystkie wolne soboty. Dziś wolne soboty to przecież oczywista oczywistość. To samo będzie z wolnymi piątkami - to nieuchronne. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że nie trzeba będzie na to czekać pół wieku.

Zapewne na zmiany w kodeksie pracy poczekamy. Jedyne co wiadomo prawie na pewno, to że nastąpią one za tej kadencji rządu, a więc w najpóźniej od 2027 roku. Taka jest ostrożna deklaracja ze strony ministerstwa pracy, które rozpoczęło analizy mające zweryfikować opinię czy skrócenie czasu pracy poprawi wydajność – w szczególności sprowadzenie tygodnia pracy do czterech dni.

Alternatywą jest 35-godzinny tydzień pracy z założeniem skrócenie każdej z pięciu dniówek o jedną godzinę.

Przed wolnymi wszystkimi sobotami opór pracodawców był równie wielki. A przecież to był inny poziom rozwiązań technologicznych. O autonomicznych sklepach i autobusach pisał tylko Lem w kategoriach czystej science fiction. A dziś?

Nie trzeba pracować tyle stacjonarnie, a jeśli komuś brakuje wyobraźni, niech sobie przypomni ewolucję jaką przeszły banki. Kiedyś trzeba było oddział odwiedzać kilka-kilkanaście razy w miesiącu, teraz wystarczy raz na kilkanaście, ale lat. To samo dzieje się z urzędami publicznymi, nawet z sądami. Do fabryk wkroczą roboty.

Wystarczy odrobina dobrej woli i wyobraźnia.

Oczywiście nie wszędzie da się zastąpić człowieka, ale większa „dostępność” ludzi w branżach, w których ich obecność w firmie można zminimalizować pozwoli na zwiększenie zatrudnienia z zachowaniem prawa do skróconego czasu pracy dla wszystkich. Dziś takie rozwiązania są w zasięgu ręki i szefostwa firm muszą rozważyć czy nie warto przyspieszyć tego rodzaju inwestycje. Praca w cztery dni w tygodniu zamiast w pięć to trend panujący na wszystkich dojrzałych rynkach pracy

REKLAMA

Za koniecznością skracania czasu pracy przemawiają wszelkie argumenty ekonomiczne i socjologiczne, a możliwości zrealizowania tego postulatu dają nowe technologie – ze Sztuczną Inteligencją włącznie. Reszta to kwestia dobrej woli, wyobraźni i woli legislatora.

Polska i Polacy są dobrym przykładem na pokazanie w całej rozciągłości problemu. Z jednej strony jedna z najbardziej zapracowanych społeczności, a z drugiej mocno oporna na zmiany – nawet te wymuszane przez okoliczności jak pandemia i jej skutki.

Nic dziwnego, że i czterodniowy tydzień pracy zarówno pracodawcy, pracownicy jak i eksperci rynku pracy lokują w tej chwili co najwyżej w kategoriach benefitu.

Choć odważnych też nie brakuje – Herbapol, jedna z ikon polskiej gospodarki już zakomunikował, że od 1 stycznia 2025 r. wprowadzi czterodniowy tydzień pracy, widząc w tym rozwiązaniu swoją konkurencyjność na rynku pracy mającą na celu przyciągnięcie najlepszych fachowców. Ta sama płaca za krótszy czas pracy: czy to realne

Tak wynika z komentarza Paulina Król, Chief People and Operations Officer z No Fluff Jobs, opartego na wynikach badań przeprowadzonych przez tę firmę.

Wstępem do nich były wcześniejsze badania dotyczące czasu pracy w Polsce.

Według różnych badań Polacy i Polki średnio spędzają w pracy od blisko 40 do ponad 43 godzin w tygodniu, co czyni nas jednym z najbardziej zapracowanych narodów Europy.

Jak wskazuje ekspertka, przed wybuchem pandemii zarówno powszechna praca zdalna, jak i skrócenie tygodnia pracy, wydawały się nowatorskimi pomysłami, na które mogły sobie pozwolić nieliczne przedsiębiorstwa. Tymczasem nowe warunki wymusiły na firmach oraz pracownikach i pracowniczkach konieczność poszukiwania nowych dróg organizacji pracy, a zmiany, których tak się obawiano, przyniosły wiele korzyści.

Nie dziwi więc fakt, że, szczególnie gdy troska o zdrowie psychiczne pracowników i pracowniczek w wielu organizacjach stała się ważnym tematem, w ramach kolejnego kroku wiele osób chciałoby skrócenia czasu pracy przy zachowaniu obecnego wynagrodzenia. Na przykład w badaniu na potrzeby ostatniej edycji raportu No Fluff Jobs „Kobiety w IT” 38,9 proc. ankietowanych wskazało, że 4-dniowy tydzień pracy to dla nich ważny benefit, ważniejszy niż m.in. służbowy sprzęt do pracy, karta sportowa, możliwość wyjazdu na workation czy branie udziału w międzynarodowych projektach. Praca cztery dni w tygodniu, ale możliwe, że dłuższa niż teraz w dni robocze

Kilka krajów i firm wprowadziło pilotażowe programy polegające na skróceniu tygodnia pracy – np. Wielka Brytania czy Islandia oraz japoński oddział Microsoftu.

Jak podkreśla Paulina Król, stwierdzono, że eksperymenty te pozytywnie wpłynęły na produktywność i zadowolenie pracowników oraz pracowniczek. W minionym tygodniu w Niemczech uruchomiono tego typu program, w którym bierze udział 45 firm, a w Polsce etapowe przechodzenie na 4-dniowy tydzień pracy rozpoczęła firma Herbapol.

Wiele firm, w których pracownicy są zainteresowani takim rozwiązaniem, jeszcze czeka na kolejne wyniki badań, również takich, które są prowadzone w dłuższych okresach i na większych próbach. Niewykluczone, że decyzje dotyczące wprowadzenia tego benefitu lub jego braku będą zależne od branży, stopnia automatyzacji, istniejącej konkurencji oraz celów poszczególnych organizacji. Polski rynek pracy mysi się rządzić takimi samymi prawami jak inne, pracodawcu muszą się dostosować

Ekspertka zauważa, że punktu widzenia pracodawców i państwa perspektywa 4-dniowego tygodnia pracy, mimo wspomnianych pozytywnych wyników programów pilotażowych, budzi obawy o produktywność. Czy pracownicy i pracowniczki będą w stanie w czterech dniach pomieścić wszystkie obowiązki, które dotychczas wykonywali w pięć?

Dla części osób będzie to zapewne problematyczne, może oznaczać zwiększenie presji i, w konsekwencji, wypalenie zawodowe. Dodatkowo polska gospodarka latami rozwijała się i nadal się rozwija dzięki temu, że produktywność pracy rosła szybciej niż jej koszty. A mimo to nadal musimy gonić zachodnią Europę, która sama na globalnym rynku staje się coraz mniej konkurencyjna.

Nie jest to też rozwiązanie dla wszystkich branż, m.in. dla tych, w których istotna jest po prostu obecność na stanowisku pracy, jak w obsłudze klienta. W tych wypadkach konieczne byłoby zwiększenie zatrudnienia, co podniosłoby koszty prowadzenia działalności o 20 proc. Warto również zadać pytanie, czy tego typu rozwiązania powinny być rozpatrywane w sytuacji, gdy bezrobocie w Polsce jest na rekordowo niskim poziomie, a więc „uzupełnianie etatów” w niektórych branżach może stanowić trudność, podkreśla Paulina Król.

Zwraca jednocześnie uwagę na fakt, iż kednym z pokrewnych dla 4-dniowego systemu pracy rozwiązań jest podejście ROWE – Results-Only Work Environment. To elastyczna organizacja pracy nakierowana na wynik i osiągnięcie założonych celów, a nie godziny spędzone za biurkiem. Oprócz tego ważnym aspektem ROWE jest autonomia pracowników i pracowniczek, którzy sami decydują, skąd i w jaki sposób chcą pracować oraz w których spotkaniach powinni wziąć udział. Szybsze wykonywanie zadań skutkuje większą ilością wolnego czasu.

Takie rozwiązanie może zdać egzamin w środowiskach o wysokim poziomie wzajemnego zaufania między pracodawcą i pracownikami.

Paulina Król wskazuje ponadto, iż dobrą alternatywą byłoby również zwiększenie otwartości pracodawców na zatrudnianie w niepełnym wymiarze godzin. Wysoka ocena tego benefitu u kobiet jest sygnałem, że praca w mniejszym wymiarze jest pożądana, a stosunkowo niewielu pracodawców oferuje taką możliwość.

Patrząc na aktualne rozwiązania – formalnie wciąż pięciodniowego tygodnia pracy, nie sposób nie zauważyć, że służą one wdrażaniu, na wszelkie możliwe sposoby elastyczności czasu pracy. Dają możliwość dostosowania normy 40. godzin tygodnia pracy do specyfiki branż i potrzeb konkretnych firm oraz pracodawców.

W tej sytuacji postulowane choćby przez ekspertkę No Fluff Jobs „alternatywne” rozwiązania: ROWE czy zatrudnianie w niepełnym wymiarze czasu pracy w 32-godzinnym tygodniu nie zaginą i będą mogły znaleźć swoje zastosowanie.

Naprawdę to nieuchronne, choć dla starszych analityków aktualny spór o czterodniowy tydzień pracy ma w sobie dużo z déjà vu. O ile jednak o wolne wszystkie soboty w Polsce trzeba było stoczyć bój polityczny, to wolne piątki i wszystkie długie weekendy zaczynające się w czwartkowe popołudnia staną się rzeczywistością z mocy reform prawa pracy.

124
125
 
 

Kilkaset milionów zadłużenia, widmo zwolnień grupowych, przepracowanie, frustracja pracowników. Poczta Polska jest na skraju bankructwa. Chociaż nowe władze zapowiadają transformację, pracownicy obawiają się o swoją przyszłość. Protestowali przed Ministerstwem Aktywów Państwowych i mówią, że nie powiedzieli ostatniego słowa. Zapowiadają już strajk ostrzegawczy, a jeśli to nic nie da — strajk generalny.

Pocztowców oburzają ostatnie decyzje kierownictwa. Spółka inwestuje w kąciki zabaw dla dzieci i miski z wodą dla psów. Dla pracowników pieniędzy nie ma
To jest absurdalne, że jako pracownicy mający kontakt z gotówką, zarabiamy najniższe pieniądze w kraju — mówi w rozmowie z Onetem Piotr Saugut, przewodniczący NSZZ Listonoszy
Długie kolejki, wiecznie pozostawione awizo w skrzynce, archaiczne procedury — to wszystko sprawia, że trudno jest pocztowcom współczuć. Sami tłumaczą, z jakimi problemami się borykają
Dr Mateusz Chołodecki, ekspert z zakresu rynku pocztowego, wyraża zaskoczenie, że pracownicy poczty chcą protestować tak późno. Jednocześnie jest skonfundowany planami rządzących. W jego ocenie firma przespała wiele okazji, by odmienić swój los. — Okienko na możliwości zmiany powoli się zamyka — przekonuje
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Poczta Polska ma 466 lat. Za jej symboliczny początek uznaje się 18 października 1558 r., kiedy to król Zygmunt August ustanowił stałe połączenie pocztowe między Krakowem a Wenecją przez Wiedeń. Historia spółki jest więc bardzo długa, co chętnie podkreślane jest przy wielu okazjach. O kilkusetletniej tradycji przypomina się także teraz, gdy jej losy wiszą na włosku.

— Poczta Polska została nam przekazana w tragicznym stanie — powiedział 19 kwietnia minister aktywów państwowych Borys Budka i przypomniał, że spółka tylko w zeszłym roku zanotowała 600 mln zł straty. W jego ocenie urzędy pocztowe wyglądają jak sklepy z dewocjonaliami, a nie placówki operatora publicznego, "pocztą rządzili dyletanci, a dziś ma ona profesjonalny zarząd".

Pod koniec marca konkurs na stanowisko prezesa Poczty Polskiej wygrał Sebastian Mikosz. W pierwszym miesiącu zarządzania spółką skierował do pracowników list, który trafił ostatecznie do mediów, gdzie alarmował o fatalnych wynikach finansowych. Napisał w nim o "największej historycznej stracie", przez co morale wśród pracowników są jeszcze niższe.

Tymczasem związki zawodowe od dawna apelują o podwyżki. Większość pracowników zarabia najniższą krajową, sukcesywnie redukowane są kolejne etaty, pracy jest więcej, a płaca ta sama. I tylko patrzą, jak kolejne grupy zawodowe dostają wyższe płace, a oni wciąż muszą oglądać złotówkę z każdej strony.

"Miliony na miskę dla psa, kiedy za pracę pustą miskę mam ja"

Frustracja pocztowców doprowadziła ich przed gmach Ministerstwa Aktywów Państwowych przy ul. Kruczej w Warszawie. Przyjechały delegacje pracowników z różnych części Polski, mieli ze sobą flagi Solidarności i banery z hasłami: "Pracujemy 1 za 5. Będziemy 1 za 10", "Miska ryżu po krzyżu", "Naprawa Poczty Polskiej likwidacja" czy "Miliony na miskę dla psa, kiedy za pracę pustą miskę mam ja". Ostatnie hasło to nawiązanie do decyzji kierownictwa o zadbaniu o miski dla psów w każdej placówce. I chociaż w samej idei nie ma nic kontrowersyjnego, a nawet jest godna pochwalenia, to wielu bulwersuje, że na realizację tego projektu przeznaczono niecałe 100 tys. zł. Tu warto wspomnieć, że w całej Polsce jest 7,6 tys. placówek, filii i agencji pocztowych.

ZOBACZ: Sytuacja Poczty Polskiej jest coraz gorsza. "Największa historyczna strata"

Pocztowcy przed MAP protestowali przed masowymi zwolnieniami, o których zarząd miał nieoficjalnie poinformować związki zawodowe podczas spotkania. Domagają się też podwyżek, gdyż zarabiają najniższą krajową. Skarżą się na coraz dłuższą listę obowiązków. Niektórym listonoszom obszar, który obsługują, zwiększył się w ostatnich latach o 80 proc.

"Poczta Polska jest na skraju bankructwa. Pracownikom są obcinane etaty, listonoszom jest dokładane coraz więcej pracy — a płaca taka sama. Okienka są zamykane, a co za tym idzie, w kolejkach będzie się stać po godzinie — ale nie martwmy się, ministerstwo stać na kącik dla dziecka, żeby mu się nie nudziło stanie z rodzicem w kolejce, a psom miski z wodą, ale dla pocztowców nie ma już pieniędzy" — pisze na Facebooku uczestniczka protestu.

"Prowadzone są masowe zwolnienia, z prawie 100 tys. pracowników zostało ok. 60 tys., a to jeszcze nie koniec. Firma, która działa najdłużej, 466 lat, jest najmniej szanowaną firmą w Polsce" — dodaje.

— Bardzo źle się dzieje. Nowy prezes chce całkowicie przekształcić pocztę, a może nawet zbudować ją na nowo. Nie chce mieć typowej poczty, bardziej widzi nas jako firmę logistyczną albo kurierską, a poczta ma pełnić zupełnie inną rolę. Ma swoją misję. Po drugie chodzi o zarobki. Chcemy podwyżek, bo ok. 80 proc. załogi zarabia najniższą krajową, niektórzy jeszcze mniej. To jest absurdalne, że jako pracownicy mający kontakt z klientem, gotówką, zarabiamy najniższe pieniądze w kraju — mówi w rozmowie z Onetem Piotr Saugut, przewodniczący NSZZ Listonoszy PP i pomysłodawca WRZ 28 (wspólnej reprezentacji związkowej zrzeszającej 28 organizacji).

— Na ostatnim spotkaniu pan prezes przekazał nam osobiście, że zamierzają przeprowadzić zwolnienia grupowe. Mimo że wcześniej mówiono o redukcji etatów na bazie naturalnej fluktuacji, czyli nieprzedłużania umów osobom, którym się one kończą czy przechodzenia na emeryturę — mówi. — Zakładamy, że te zwolnienia mogą być na dużą skalę — dodaje. Widmo strajku generalnego. Urzędy staną na dobre

Podczas pikiety związkowcy złożyli pismo z żądaniami do ministra Borysa Budki. Ultimatum postawili także zarządowi spółki. Domagają się do 8 maja przedstawienia propozycji wzrostu wynagrodzeń albo dojdzie do strajku ostrzegawczego. Zaplanowano go na 16 maja w godzinach 8-10 w całym kraju. Jeśli to nie pomoże, planowany jest strajk generalny.

— Jeżeli nic się nie zmieni, to szykujemy się na coś większego. Gdybyśmy 8 maja nie dogadali się, a wiele na to wskazuje, to po 16 maja zaczniemy przygotowania już do strajku generalnego w całej Poczcie Polskiej. Oczywiście najpierw przeprowadzimy referendum w tej sprawie wśród pracowników — mówi Piotr Saugut. — Jak po 50 proc. załogi będzie za przeprowadzeniem strajku, to wtedy urzędy staną na dobre. Nie będą świadczyć wtedy żadnej usługi do momentu dojścia do porozumienia. Nie wiem, ile to potrwa, jeden dzień, dwa, a może tydzień? Wszystko zależy od woli pracodawcy i załogi — dodaje.

Niemcy: Listonosz od lat nie zapukał do drzwi. Listy trzymał w domu

Podczas pikiety do protestujących wyszedł wiceminister Jacek Bartmiński i przyjął od nich petycję: "Rozumiemy państwa obawy o miejsca pracy i o przyszłość Poczty Polskiej. Minister aktywów państwowych nie wyobraża sobie, żeby przedsiębiorstwo z prawie 500-letnią historią przestało istnieć. Wspólnie i w dialogu będziemy pracować nad poprawą sytuacji polskiej poczty" – powiedział.

MAP w przedstawionym stanowisku zwraca uwagę, że minister Borys Budka zabiegał w Brukseli o zgodę na udzielenie pomocy publicznej. W tym celu udało się także przeprowadzić przez Sejm i Senat nowelizację ustawy Prawo pocztowe. Jednak Andrzej Duda skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, co robi konsekwentnie z każdą ustawą po tym, jak marszałek Sejmu podjął decyzję o wygaszeniu mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.

Jednak związkowiec Piotr Saugut bardzo źle ocenia dotychczasową współpracę z ministerstwem. — My jako Związek Zawodowy Listonoszy Poczty Polskiej należymy do Federacji Forum Związków Zawodowych i mamy powołaną branżę łączności przy Forum i nawet tam pan minister Jacek Bartmiński ma problemy, żeby zorganizować jakiekolwiek spotkanie. Lekceważy centralę ogólnopolską, więc oceniam na chwilę obecną bardzo źle nasze relacje — oburza się Saugut.

Jednocześnie przyznaje, że ministerstwo trzeba pochwalić za zmiany w Prawie pocztowym. — To też pokłosie zaniedbań z ostatnich lat poprzedniego zarządu Poczty Polskiej i rządzących, którzy tę ustawę zepsuli. Rzeczywiście, to zostało w tej chwili szybko naprawione i tutaj trzeba pochwalić obecnie rządzących. Natomiast to, że spółka dostanie pieniądze, to nie zmienia naszej sytuacji — stwierdza. "Poczta Polska nie ma szczęścia do prezesów"

Jednak największy żal związkowcy mają do nowego prezesa Sebastiana Mikosza. Nie podoba się im jego strategia, która z jednej strony ma stawiać na poprawę rentowności, a z drugiej uszczuplić kadrę. Mikosz chce też unowocześnienia poczty.

— Listy nie znikną z torby listonosza. Na pewno nie tak prędko, jakby chciał nowy prezes. Zdajemy sobie sprawę, że ta liczba doręczeń będzie spadać, ale w tej chwili tych listów jest naprawdę bardzo dużo — mówi Piotr Saugut.

Związkowiec zwraca uwagę na trudne relacje z prezesem poczty. — Próbowaliśmy niejednokrotnie wymusić spotkanie na temat problemów poczty. Do tej pory odbyło się jedno i to zdalnie. A do tego nawet nie mogliśmy zadawać pytań, bo każdy miał wyłączone mikrofony. Ewentualnie można było coś napisać na czacie — relacjonuje.

Poczta nie ma szczęścia do prezesów. Myśleliśmy, że to się zmieni po 15 października, bo premier Tusk mówi, że teraz stawia na fachowców. A my jesteśmy rozczarowani, bo pan prezes kompletnie się na poczcie nie zna. On przyszedł tu robić wynik, a poczta nie jest od tego, tylko żeby zapewnić dobre usługi Polakom w całym kraju. Poczta to misja. Nie możemy patrzeć na nią jak na przedsiębiorstwo przynoszące wyłącznie zyski, bo tego nigdy nie będzie

— stwierdza.

Sebastian Mikosz, zanim został prezesem Poczty Polskiej, dwa razy pełnił funkcję prezesa zarządu Polskich Linii Lotniczych LOT. Potem był prezesem grupy Kenya Airways. Doświadczenia związanego z pocztą na próżno szukać w jego CV. Nieraz nawet karetka nie dojedzie, a listonosz dochodzi

Długie kolejki na poczcie, wiecznie pozostawione awizo w skrzynce, archaiczne procedury — to wszystko sprawia, że trudno jest pocztowcom współczuć. Rzadko zastanawiamy się nad tym, że za pozostawionym awizo stoi listonosz, który dziennie ma do dostarczenia kilkaset przesyłek. A przecież auta służbowego nie ma. Dostaje co prawda pieniądze na pokrycie kosztów dojazdów, jednak są to stawki ustalone kilka lat temu, przez co musi często dokładać z własnej kieszeni. Niektórzy wybierają bardziej ekonomiczne opcje — rower (częściej na wsiach i małych miejscowościach) lub komunikację miejską. Wtedy nieważne jest, czy pada deszcz, śnieg, czy są 30-stopniowe upały. Listy i przesyłki muszą zostać doręczone.

Wspomniany Piotr Saugut, zanim w pełni zaangażował się w działalność w związkach zawodowych, był listonoszem. W sumie na poczcie pracuje od 1996 r. Podkreśla, jak odpowiedzialna jest praca listonosza.

— Listonosz musi znać wszystkie adresy i imiona w danym gospodarstwie. Nieraz zdarzało się, że było podane imię i nazwisko oraz miejscowość, bez numeru, więc musiałem wiedzieć, kto dokładnie, w jakim domu mieszka. Czasami się powtarzają imiona i nazwiska, a listonosz musiał wiedzieć, komu dostarczyć emeryturę. Jakby dostarczył źle i potem ktoś tych pieniędzy by nie oddał, to musi pokrywać to z własnej pensji — opowiada.

Przez zmniejszanie liczby pracowników i zmiany w rejonach listonosz często musi dojeżdżać do 100 czy 120 km. — Proszę spojrzeć na nogi listonoszy w wieku 60-65 lat, same żylaki. Wychodzi chodząca praca po latach — dodaje Saugut.

Podkreśla też, że rolę pocztowców pokazała pandemia COVID-19. Wszystkie urzędy były zamknięte, a poczta była czynna.

— A ten listonosz, mimo zagrożenia, szedł do każdego domu i dostarczał korespondencję czy emerytury. Często na wsi listonosz musi dojść tam, gdzie nikt nie chce dojść oprócz niego. Nieraz nawet karetka nie dojedzie, a listonosz dochodzi

— puentuje. Młodzi na pewno nie będą pracować na poczcie

Rozmawiamy też z naczelniczką jednego z oddziałów Poczty Polskiej, która pracuje w zawodzie już ponad 20 lat. Zwraca uwagę na dużą frustrację wśród personelu przez niskie i niewymierne zarobki.

—Podnieśli najniższą krajową, ale wyłącznie tym zarabiającym najmniej. Ani kontrolerom, ani naczelnikom nic nie podnieśli. I dochodzi do takich absurdalnych sytuacji, że między naczelnikiem urzędu a zwykłym pracownikiem są groszowe różnice w pensji. A już między kontrolerem a pracownikiem to może złotówka różnicy — mówi w rozmowie z Onetem.

Zwraca też uwagę, że zawód pocztowca powoli wymiera. Młodzi nie chcą się zatrudniać, a cały system działa dzięki pracownikom z długim stażem. Pojawia się pytanie, co będzie, jak ci starsi przejdą na emerytury.

— Młodzi zwalniają się, nie chcą pracować za najniższą krajową. Jeżeli odejdą starsi pracownicy, to młodzi na pewno nie będą pracować na poczcie. Jak nawet przychodzą, to na chwilę i odchodzą — dodaje.

Poczta Polska przeprowadzi masowe zwolnienia? "Nastroje w firmie są fatalne"

Irracjonalne wydaje się jej podejście zarządu do redukcji etatów czy sygnały, że placówki będą działały np. co dwa dni. — Zamykanie urzędów na jedną zmianę, to nie jest budowanie dostępności dla klientów, a o to zarząd cały czas zabiegał. Jeżeli urząd będzie zamknięty, to jaka to będzie dostępność do klientów? Żadna — podkreśla.

— Już teraz są urzędy, gdzie pracują tylko na jedną zmianę, bo ogólnie nie ma ludzi, a jeszcze ktoś poszedł na zwolnienie lekarskie. No niestety ludzie chodzą na zwolnienia, bo poczta płaci tak, jak płaci, więc nikt nie poświęca się dla tej pracy. Gdyby zadbali o pracowników, dali godne wynagrodzenia, to byłoby inaczej — uważa rozmówczyni Onetu.

Wspomina, że jak dziewięć lat temu obejmowała kierownicze stanowisko w urzędzie, to miała łącznie ośmiu pracowników w okienku. Teraz tylko czterech. — Od listopada czekałam na zatrudnienie osoby. Wie pani, kiedy przyszła? Dopiero w marcu. Takie jest zainteresowanie pracą na poczcie. Ludzi się nie skseruje, więc nikt nie będzie pracował po 12 godzin.

Do samej idei protestów podchodzi sceptycznie. — Już tyle było tych strajków i nic nie wywalczyli, za dużo u nas tych związków zawodowych. No ale może tym razem coś się uda, ale wątpię. Trochę jest już za późno, bo zbyt wiele etatów nam pozabierali. Na pewno moim pracownikom nie zabronię strajkować — stwierdza. "Jeżeli do końca tego roku nie uda się dokonać zmian, to już nie będzie czego reformować"

O kondycji Poczty Polskiej rozmawiam również z dr. Mateuszem Chołodeckim, kierownikiem Laboratorium Rynku Pocztowego działającego przy Uniwersytecie Warszawskim.

— Rozumiem protestujących z wielu względów. A nawet dziwię się trochę, że związkowcy nie protestowali wcześniej. Poczta Polska w tej chwili zatrudnia 80 proc. pracowników za pensję minimalną, czyli tyle, ile prawo minimalnie dopuszcza, żeby kogoś zatrudniać na umowę o pracę na pełen etat. W związku z tym mają podstawy do tego, żeby protestować już tylko ze względu na niskie zarobki — mówi ekspert w rozmowie z Onetem.

Poczta Polska na skraju upadłości? "O decyzji zarządu miało być cicho"

— Czy powinny być zwolnienia, przyjmując ten profil działalności Poczty Polskiej, jaki obecnie mamy? Nie, są w mojej ocenie nieuzasadnione. W tej chwili Poczta Polska ma duży problem z jakością. Przesyłki są dostarczane nieterminowo do adresatów, bo nie ma odpowiedniej liczby listonoszy — wymienia. Dr Chołodecki zwraca uwagę, że na rynku pocztowym, w przeciwieństwie na przykład do telekomunikacji, gdzie jest pełna automatyzacja, zadania muszą być wykonywane przez pracowników. — Tego się nie da przeskoczyć — zaznacza.

Dodaje, że widać niekonsekwencję w strategii zarządu — z jednej strony chcą wejść na rynek paczek, a z drugiej zapowiadają kolejne zwolnienia. — Jestem skonfundowany. Co w końcu poczta chce robić?

— A jeśli chodzi o sam rynek paczek, to jestem orędownikiem tego, aby doszło do synergii działalności dwóch podmiotów należących do Skarbu Państwa, czyli Orlen Paczki i Poczty Polskiej. Konkurowanie tych dwóch podmiotów należących do jednego właściciela jest co najmniej dziwaczne. Natomiast jeżeliby Poczta Polska chciała naprawdę zaistnieć na rynku paczek i zarabiać na tym pieniądze, to potrzeba znacznych nakładów finansowych — mówi.

Jako przykład podaje popularny InPost, który był bankrutem. Ostatecznie znalazł się inwestor, czyli Amerykański Fundusz Inwestycyjny o ogromnych zasobach, który zainwestował bardzo poważne środki. Teraz jest liderem rynku z największą liczbą paczkomatów w kraju.

Czytaj także: "Duże rozżalenie i frustracja". Rząd o nich zapomniał?

— Poczta Polska przespała wszystkie możliwe momenty na to, żeby dokonać zmiany czy reformy. Wielu specjalistów mówi, że prawdziwe pieniądze na rynku pocztowym robi się właśnie na cross-borderze, czyli przesyłkach transgranicznych. Tak, jak to robi np. amerykański UPS. — Regulacje prawa międzynarodowego są łaskawsze dla krajowych operatorów pocztowych, dlatego mogą mieć oni przewagę na tym rynku. Robią to Niemcy, Szwajcarzy, Francuzi, Holendrzy, Brytyjczycy. Kto tego w ogóle nie robi? Poczta Polska — dodaje.

— Jednak przede wszystkim potrzebna jest strategia. Właściciel, czyli Skarb Państwa, musi jednoznacznie wypowiedzieć się, po co jest mu Poczta Polska, do czego ona mu jest potrzebna. W mojej ocenie Poczta Polska nie powinna, a nawet nie może odchodzić od swojego biznesu podstawowego, czyli od przekazywania przesyłek, paczek i logistyki. Powinniśmy się zastanowić, co teraz z usługą powszechną na rynku — zaznacza. Jak dostosować ją do nowych czasów i potrzeb społecznych. Te usługi w obecnym kształcie powoli tracą swój sens.

— Nie ma żadnego kraju w Unii Europejskiej, w ogóle w Europie nie ma żadnego kraju, który nie miałyby swojej poczty. Nawet Watykan ma. A my jesteśmy na takim bardzo niebezpiecznym zakręcie, że to okienko na możliwości zmiany na Poczcie Polskiej powoli się zamyka. Uważam, że jeżeli do końca tego roku nie uda się dokonać zmian, to już nie będzie czego reformować — stwierdza dr Mateusz Chołodecki.

view more: ‹ prev next ›