pracownicze

329 readers
8 users here now

wszystko co związane z zatrudnieniem

founded 4 years ago
MODERATORS
151
152
153
 
 

Po raz pierwszy od 2012 r., odpis na Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych w 2024 r. wzrośnie zgodnie z przepisami ustawowymi, co zakończy praktykę „mrożenia” jego wysokości. Decyzja Sejmu RP przyniosła korzyści nie tylko pracownikom, ale także ich rodzinom i stanowi istotny sukces OPZZ, jak również zwieńczenie podejmowanych przez nas przez wiele lat działań.

154
155
156
 
 

Listonosze zaczęli drżeć o swoje miejsca pracy. Jak donosi dziennik „Rzeczpospolita”, straty Poczty Polskiej tylko w dwóch pierwszych miesiącach tego roku mogły wynieść nawet 60 mln zł. W konsekwencji potrzebne będą cięcia etatów. Jak duże? Tu opinie są rozbieżne.

Spis treści

Zwolnienia w Poczcie Polskiej? Tak kurczyć się będzie kadra spółki z tradycjami
Państwowa spółka wytnie pięć tysięcy etatów. Związkowcy twierdzą, że więcej
Co jest powodem redukcji zatrudnienia w Poczcie Polskiej?
Bruksela wciąż nie zgadza się na wsparcie Poczty Polskiej. Pomóc ma nowe prawo krajowe

Dziennik zauważa, że wobec obecnej kondycji firmy, spółka będzie musiała ciąć etaty. Jak to możliwe, skoro jeszcze niedawno widoczne były na giełdzie pracy anonse zachęcające do zostania listonoszem? Kto i w jakim tempie będzie musiał odejść z pracy? Zwolnienia w Poczcie Polskiej? Tak kurczyć się będzie kadra spółki z tradycjami

Przynajmniej na razie sprawa wygląda tak, że ten, kto ma podpisaną z Pocztą Polską umowę na czas określony, powinien spać spokojnie. Cięcia mają się dokonać poprzez nieprzedłużanie umów na czas określony oraz zatrzymanie rekrutacji na opróżniane stanowiska, wskutek odejść z pracy z innych powodów, na przykład, gdy ktoś przejdzie na emeryturę. Jeśli listonosz ma umowę na czas określony, powinien już teraz zacząć rozglądać się za nowym zajęciem. W ciągu kilku minut pracę straciło 200 osób. Masowe zwolnienia w firmie w Krakowie W ciągu kilku minut pracę straciło 200 osób. Masowe zwolnienia w firmie w Krakowie

Do masowych zwolnień pracowników miało dojść w firmie technologicznej Aptiv Services Poland w Krakowie. Zatrudnienie straciło ok. 200 osób. Większość z nich dowiedziała się o zwolnieniu drogą mailową,… Jolanta Białek Jolanta Białek Państwowa spółka wytnie pięć tysięcy etatów. Związkowcy twierdzą, że więcej

Dziennik dotarł do informacji, zgodnie z którymi, za sprawą nowej polityki kadrowej stan osobowy Poczty Polskiej skurczy się nawet o 5000 etatów. Inne zdanie na ten temat mają jednak sami pracownicy, którzy obawiają się utraty pracy. Według związkowców, z którymi rozmawiała „Rz”, podana liczba jest niedoszacowana. Obecnie w spółce pracuje około 63 tys. osób. Co jest powodem redukcji zatrudnienia w Poczcie Polskiej?

Dziennik podając przyczyny redukcji zatrudnienia, powołuje się na oświadczenie, które do pracowników wysłał Sebastian Mikosz, pełniący obowiązki prezesa PP. Chodzi o rosnące koszty pracy (tj. zmiana wysokości wynagrodzenia minimalnego), surowców, a także ograniczenia w zakresie możliwości podnoszenia cen. Spółka ma problem z zachowaniem płynności finansowej. Szef cię zwolnił? Możesz zachować pracę, jeśli zastosujesz ten przepis Szef cię zwolnił? Możesz zachować pracę, jeśli zastosujesz ten przepis

Obecnie zwolnienie pracownika jest niezwykle trudne. Wszystko to zasługa obowiązujących od jesieni nowych regulacji, które wzmocniły ochronę zatrudnionych na umowę o pracę. O to, w jaki sposób… Jerzy Mosoń Jerzy Mosoń Bruksela wciąż nie zgadza się na wsparcie Poczty Polskiej. Pomóc ma nowe prawo krajowe

Warto dodać, że Poczta Polska wciąż czeka na wypłatę rekompensaty za tzw. świadczenie nierentownych usług powszechnych. Chodzi o kwotę nawet dwóch miliardów złotych za okres 2021–2022. Niestety na przekazanie środków zgodę wyrazić musi Bruksela, a ta jak na razie nie spieszy się z podjęciem decyzji. Z kolei w polskim parlamencie trwają prace nad ustawą zmieniającą prawo pocztowe. Jednym z jej skutków miałoby być naprawienie sytuacji finansowej spółki mającej bogate, historyczne znaczenie dla Polski.

157
 
 

5 tys. etatów ma zniknąć w tym roku w Poczcie Polskiej - pisze "Rzeczpospolita". Kondycja spółki jest tak zła, że w pierwszych dwóch miesiącach roku straty mogły wynieść nawet 60 mln zł.

Dziennik podkreśla, że spółce nie pozostało nic innego niż cięcia etatów. I nie chodzi o zwalnianie pracowników, ale nieprzedłużanie umów. Nie będą też przyjmowani nowi pracownicy, którzy zastąpią tych odchodzących na emeryturę.

  • Wszelkie badania jednoznacznie wskazują, że poprawa efektywności wymaga zmiany sposobu organizacji pracy, nie zaś zwiększania zatrudnienia - twierdzi biuro prasowe Poczty Polskiej. Zobacz także: Poczta Polska na krawędzi. Pat coraz bliżej Tysiące pracowników mniej

Według danych, do których dotarła "Rz" na koniec 2024 r. w Poczcie Polskiej ubędzie 5 tys. etatów. Jednak zdaniem związkowców ta liczba jest zaniżona. W sumie w spółce pracuje 63 tys. osób.

"Sebastian Mikosz, pełniący obowiązki prezesa PP, nie ukrywa jednak, że sytuacja firmy jest dramatyczna. W oświadczeniu, które wystosował do pracowników, a które biuro prasowe spółki nam udostępniło, można przeczytać, iż rosnące koszty pracy, surowców, a także ograniczenia w zakresie możliwości podnoszenia cen, przełożyły się na poważne problemy finansowe Poczty, a najpoważniejszym obecnie wyzwaniem, z jakim się ona mierzy, jest zapewnienie płynności" - czytamy w "Rz". Zobacz także: Poczta Polska w krytycznej sytuacji. "Upadłość jest realna"

Mikosz napisał w liście, że "wpływy z naszych usług są niższe, niż zapotrzebowanie na środki potrzebne do regulowania bieżących zobowiązań, w tym pensji". Prezes spółki dodał, że wynagrodzenia obejmują 2/3 wydatków.

Zmiana wysokości wynagrodzenia minimalnego to dodatkowy koszt w wysokości blisko 550 mln zł rocznie, co odpowiada wysokości ok. 10 proc. całkowitego budżetu firmy - dodał Mikosz w swoim liście. 

Poczta Polska i kredyty

Dziennik zaznacza, że spółka nie chce już sprzedawać nieruchomości. Nawet 300 mln zł Poczta Polska miała otrzymać za dwie działki w Warszawie - przy ul. Worcella i Towarowej. Zamiast tego zaciągnięto kredyt, żeby utrzymać płynność finansową spółki.

Biuro prasowe spółki dodaje, że potrzebna jest "kompleksowa transformacja". I to jest priorytet nowego zarządu.

Do zmian w spółce doszło w połowie lutego. Rada nadzorcza odwołała z funkcji prezesa Krzysztofa Falkowskiego oraz wiceprezesa Wiesława Włodka. Rezygnację na ręce RN złożył również wiceprezes Maciej Biernat. Natomiast Sebastian Mikosz pełni obowiązki prezesa.

Poczta Polska czeka na wypłatę rekompensaty "za świadczenie nierentownych usług powszechnych". "Rz" przypomina, że w obecnym oraz w przyszłym roku spółka mogłaby otrzymać z budżetu państwa 2 mld zł. "Ale na razie zgoda na wypłatę pieniędzy za okres 2021-2022 utknęła w Brukseli. Nowelizacja Prawa pocztowego może pomóc uzyskać rekompensatę bez zbędnej zwłoki (projekt ustawy trafił już do Senatu)" - czytamy.

158
159
160
161
 
 

**Jedni widzą w nich anarchistów, inni ostatnią deskę ratunku. Oni sami o sobie mówią, że pomagają wszystkim, którzy pomocy potrzebują. Pod warunkiem, że są pracownikami najemnymi. **

Pierwsza pikieta we Wrocławiu miała miejsce w styczniu ubiegłego roku. Listonosze protestowali przed budynkiem administracji, by zwrócić uwagę na nierówne traktowanie pracowników Poczty Polskiej – ich zdaniem ci z administracji mają lepiej od tych z eksploatacji, czyli listonoszy i pań z pocztowych okienek. Pikieta odniosła taki skutek, że do Wrocławia przyjechali przedstawiciele dyrekcji z Warszawy. Nic się jednak nie zmieniło.

Zorganizowali więc drugą, tym razem przed urzędem wojewódzkim, żeby zwrócić uwagę, że sytuacja poczty to również sprawa państwowa. W końcu to spółka Skarbu Państwa i jeden z największych pracodawców w kraju – zatrudnia ponad 85 tys. ludzi. Ale ten protest nikogo już nie wzruszył. Nikt się do nich nawet nie pofatygował.

Potem były wakacje, czas urlopów, który przeciągnął się na miesiące jesienne, więc trzecią pikietę udało się zorganizować dopiero w grudniu. Ta odniosła skutek niespodziewany, bo zamiast rozmów i zmian skończyła się zwolnieniem z pracy Zbigniewa Trochimiaka, listonosza z 36-letnim stażem i byłego wieloletniego działacza Solidarności. Oficjalny powód dyscyplinarki to utrata zaufania pracodawcy.

Zaufanie stracił tylko on, choć pikiety listonoszy miały miejsce też w innych miastach – w Opolu, Częstochowie, Zielonej Górze, Kole, Warszawie. Wszystkie odbywały się równolegle – w te same dni, o tych samych godzinach. A ponieważ za żadną z nich nie stał żaden z ponad 70 związków zawodowych działających w Poczcie Polskiej, pojawiły się głosy, że za ich koordynacją stoją oni. Oni, czyli syndykaliści.

Skuteczni

Krzysztof Wesołowski, aktywista Związku Syndykalistów Polski (sekcja Wrocław), nie ukrywa, że pocztowcy mogą liczyć na ich wsparcie. O tym, że z pocztą jest źle, wiedzieli od dawna. Zdaniem syndykalistów pocztowa Solidarność niewiele dba o ludzi, nic więc dziwnego, że ci zaczęli się aktywizować oddolnie, kontaktować z listonoszami z innych miast, organizować spotkania i pikiety. Tak bywa, gdy związki nic nie robią. Dlatego kiedy syndykaliści postanowili im pomóc, w spotkaniach brali udział na wpół prywatnie, bez afiszowania się z własną nazwą. Jeśli ludzie tracą zaufanie do związków, niepotrzebne im kolejne organizacje, tylko pomoc. Konkretna i nienachalna.

Wesołowski tłumaczy, że ZSP nigdy się nie narzuca. Czeka, aż pracownicy sami się zgłoszą. Stara się też ich nie wyręczać. Pomaga organizować się, podpowiada, jak nawiązać kontakt z mediami i jak prowadzić rozmowy z pracodawcami. Wesołowski nieskromnie uważa, że syndykaliści są w tym działaniu skuteczniejsi niż tradycyjne związki zawodowe, które działają głównie na drodze prawnej, czyli negocjują. Problem w tym, że negocjacje nie zawsze wystarczają.

Syndykaliści wolą więc akcje bezpośrednie – organizują pikiety, happeningi, drukują i rozdają ulotki, a wszystko to nagłaśniają w prasie. Taka metoda działania pozwala pomagać wszystkim, nawet zatrudnianym przez agencje pracy pracownikom tymczasowym i tym na umowach śmieciowych, których związki omijają szerokim łukiem, bo z zasady nie pochylają się nad nikim, kto do nich nie należy.

Zresztą, jak twierdzą syndykaliści, coraz mniej pomagają też swoim. Dobrym przykładem jest poczta. Jej pracownicy straszeni byli zwolnieniami, tym, że na ich miejsce zostaną przyjęci Ukraińcy i więźniowie, przełożeni śledzili fanpage’a Listonosze Polska i wzywali na rozmowy dyscyplinujące najbardziej aktywnych członków. Związki nie reagowały. Syndykaliści nie zostawiliby tego bez reakcji, ale ZSP, jak mówi Wesołowski, to organizacja specyficzna, niepodobna do innych. Składa się z siatki mniejszych grup, na czele których stoją delegaci. Od przewodniczących klasycznych związków zawodowych różni ich to, że nie mają władzy. Wszystkie decyzje podejmowane są wspólnie, a ponieważ u syndykalistów jest tak, że dół kontroluje górę, delegat może działać tylko w granicach wyznaczonych przez grupę. Albo szybko przestaje być delegatem.

Od innych związków zawodowych różni ich też to, że w zakładach pracy rejestrują związek tylko wtedy, gdy muszą. Wolą działać szerzej, bo jak tłumaczy Wesołowski, granica interesów nie przebiega między pracownikami, tylko między pracownikami a pracodawcami. Dlatego syndykaliści zachęcają wszystkich, by nie ograniczali się do działalności w swoich zakładach. Chodzi o to, żeby kasjer z supermarketu pomagał listonoszowi, listonosz robotnikowi w hucie, a robotnik kasjerowi. Dlaczego nie, skoro wszyscy są pracownikami najemnymi, mają podobne cele i problemy? Zwłaszcza gdy nie mogą liczyć na działający w zakładzie związek, co zdarza się coraz częściej.

Dla syndykalistów OPZZ czy Solidarność to firmy, które czerpią zyski ze swojej działalności. Od liczby członków zależy ilość pieniędzy, jakie dostają, więc na tym się właśnie koncentrują. W dodatku są mocno upolitycznione, co jeszcze bardziej utrudnia działalność na rzecz pracowników. Wesołowski zapewnia, że syndykalistów polityka nie interesuje, a na dowód przytacza obrazek ze spotkań protestujących pocztowców, kiedy przy jednym stole siedzieli anarchista z narodowcem. Bo chociaż potępiają postawy szowinistyczne i nacjonalistyczne, kiedy w grę wchodzi dobro pracowników, opcje polityczne schodzą na dalszy plan.

Zdradzeni

Zbigniew Trochimiak nie jest ani anarchistą, ani narodowcem. Jest, a raczej był, solidarnościowcem. Z krwi i kości. Do związku wstąpił w latach 80. Najtrudniejsze chwile przeżył z nim w 2008 r., kiedy po nieudanym, źle przygotowanym strajku dyrekcja poczty zwolniła dwóch spośród ponad 1 tys. strajkujących związkowców z Wrocławia. W tym właśnie jego. Przez rok nie pracował. Związek wypłacał mu pensję, a gdy odwołał się od zwolnienia do sądu, zapewnił mu pomoc prawnika. Po roku został do pracy przywrócony, ale w jego ocenie było to pyrrusowe zwycięstwo. Rok bez pracy okazał się rokiem straconym, bez okresu składkowego, w dodatku nie dostał za bezprawne zwolnienie odszkodowania, więc czuł się skrzywdzony. Częściowo obwiniał za to Solidarność, bo wszystko zaczęło się od tego, że przywódcy związku źle ułożyli regulamin strajku.

To przykre doświadczenie nie zniechęciło go jednak do działalności związkowej. Dlatego gdy w Poczcie Polskiej zapanowała, jak mówi, epoka niewolnictwa, nie mógł nie zareagować. Jego zdaniem wielkich braków w zatrudnieniu nie ma, bo dziury zarząd zapycha Ukraińcami. Ale ci nie sprawdzają się, bo poczta wymaga pracy ponad siły. Wystarczy przypomnieć, że 10 lat temu zatrudniała 105 tys. osób, a teraz tylko 85 tys. Przy czym stan administracji niewiele się nie zmienił, więc większość zwolnionych to listonosze i panie z urzędów pocztowych. Nietrudno sobie wyobrazić, jak to wpłynęło na ich pracę.

Starzy listonosze są do tego przyzwyczajeni. Nowi – nie. Ukrainiec stara się, robi co może, ale gdy już nie może, to nie robi. Starzy robią więcej, niż mogą, tacy już są. Może dlatego, że stara kadra to ludzie o specjalnej mentalności – mają szacunek do człowieka, nie do pieniądza. A tylko taki listonosz jest listonoszem dobrym. Dziś o takiego trudno. Chętnych nie ma, bo płace są żenujące. W ubiegłym roku związki wynegocjowały podwyżkę – dostali 270 zł. Nikogo to na kolana nie rzuciło, chętnych do pracy na poczcie od tego nie przybyło. A teraz jeszcze o jednego starego, czyli Trochimiaka, mniej.

On sam przyznaje, że nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że został zwolniony na wniosek Solidarności, bo na pikietach nie oszczędzał ani dyrekcji poczty, ani związkowców. Wiadomo, nikt nie lubi, kiedy wytyka mu się błędy. A jest co wytykać, bo związki zamiast bronić pracowników trzymają sztamę z pracodawcą. Nic dziwnego, że ci czują się bezkarni. Dlatego po 31 latach w szeregach Solidarności Trochimiak czuje, że został przez nią zdradzony.

Odpowiedzialni

Bogumił Nowicki, szef pocztowej Solidarności, karierę związkowca też zaczynał w latach 80. Pamięta dobrze 2008 r., wyrzuconego z pracy Trochimiaka i to, jak mu związek pomagał. Teraz nawet nie wiedział, że listonosze organizują pikiety.

Pocztowa Solidarność ma 12 tys. członków, co przekłada się na setki przypadków naruszeń praw pracowniczych. W 2016 r. zdarzył się dzień, że gdy po jakimś spotkaniu włączył telefon, miał 468 prób nawiązania kontaktu. Żartuje, że to nieoficjalny rekord świata, a poważnie dodaje, że świadczy to o tym, że nie jest przewodniczącym malowanym, że jest dla wszystkich, że każdy może się z nim spotkać, poprosić o radę lub pomoc. A jak nie spotkać, to chociaż porozmawiać przez telefon. Ale w sprawie ostatnich pikiet listonoszy nikt się z nim nie kontaktował, o protestach dowiadywał się z mediów. Chociaż akurat nie z tego powodu ich nie pochwala.

Lata 80. nauczyły go, że trzeba być ostrożnym. Członkom Solidarności łatwo było wtedy przykleić łatkę anarchistów, więc nauczył się, że trzeba działać zgodnie z prawem. Dobrą, choć bolesną szkołą był też 2008 r., kiedy po nieudanym strajku oskarżano ich o spowodowanie milionowych strat i straszono, że będą musieli je pokryć. Pamięta przerażonych strajkują, którzy zastanawiali się nawet nad wyjazdem z kraju. Ciężkie czasy, które uświadomiły im, że najważniejsze jest bezpieczeństwo ludzi. Od tej pory starają się działać tak, by nie narażać żadnego związkowca. Syndykalistom na tym nie zależy, tłumaczy Nowicki. Mogą sobie mówić i robić co chcą, bo za nic i za nikogo nie biorą odpowiedzialności. Nie chcą pomóc ludziom, chcą pomóc sobie.

Dlatego kiedy w ubiegłym roku związek zażądał 300 zł podwyżki dla ponad 60 tys. najmniej zarabiających pocztowców (bez kadry kierowniczej, nawet tej niższej, której też się podwyżka należy), syndykaliści zaczęli krzyczeć, że to za mało i zażądali 1000 zł. Nieważne, że to żądania nierealne, że taka podwyżka doprowadziłaby spółkę do upadłości. Nie chodzi przecież o to, by coś osiągnąć. Chodzi o to, by się pokazać.

Nowicki ma świadomość, że podwyżki wynegocjowane przez Solidarność nie są wystarczające i że musi nastąpić ciąg dalszy. Ważne jednak, że został zrobiony pierwszy krok i Nowicki nie rozumie, jak pokrzykiwanie na ulicy miałoby pomóc w zrobieniu kolejnych.

** Ideowo obcy **

Związek Syndykalistów Polski nawiązuje do idei działającego przed wojną Związku Syndykalistów Polskich. Na swojej stronie internetowej syndykaliści piszą, że są „organizacją dążącą do zastąpienia społeczeństwa opierającego się na wyzysku oraz hierarchii społeczeństwem składającym się z równych i wolnych jednostek”. Co wielu odczytuje jako zachętę do anarchii.

Zrzeszyli się 10 lat temu, ale głośniej zrobiło się o nich dopiero niedawno, przy okazji akcji protestacyjnych w sieci polskich marketów Dino. Od kilku miesięcy znów pojawiają się w mediach, bo walkę rozpoczęli w kolejnej sieci – POLOmarket. Podczas pikiet zarzucają pracodawcy podpisywanie niezgodnych z prawdą raportów kasowych, nierespektowanie praw osób niepełnosprawnych czy absurdalny system kar, według którego udzielano nagan nawet podczas urlopów. Aktywni są również w dużych korporacjach, takich jak Amazon, Citibank, Roche, Lagardere. Ale bez wątpienia najwięcej rozgłosu przyniosła im akcja wspierająca pocztowców. Nie ukrywają, że również z tego powodu jest to dla nich akcja ważna.

Ponieważ działają jako organizacja, uważają, że nie obowiązują ich ograniczenia prawne, dotyczące tradycyjnych związków zawodowych. Zresztą ramy narzucone przez ustawę o związkach są ich zdaniem przestarzałe i nieprzydatne, choćby w branży gastronomicznej albo w przypadku osób pracujących w małych firmach czy agencjach pracy tymczasowej, gdzie bardzo trudno lub w ogóle nie da się założyć związku zawodowego. Więc działają poza nimi.

Zdarza się, że pracodawca pozwie ich do sądu o naruszenie dóbr osobistych, a inne związki zarzucą, że szkodzą całemu ruchowi związkowemu. Bogumił Nowicki, który uważa ich za dążący do likwidacji struktur państwa związek anarchistyczny, nie wyklucza, że chcą też rozbicia poczty na mniejsze spółki, co z pewnością ucieszyłoby największego konkurenta poczty, firmę DHL. Ale nie Nowickiego.

Nowicki chce, by państwo istniało, było silne i żeby zadbało o pocztę, bo poczta na to zasługuje. Przez te wszystkie lata istnienia firma była sumiennym płatnikiem wszystkich danin, rocznie odprowadzała do budżetu kwoty na poziomie miliarda złotych. Żadnej szarej strefy, płacenia pod stołem. Więc nie kryje, że idee syndykalistów są mu całkowicie obce.

Na szczęście zna ich tylko z literatury i internetu. Bliżej poznać nie chce. Zwłaszcza po tym, jak w ubiegłym roku, po krytyce syndykalistów wspierających protesty pocztowców, dostał dziesiątki anonimowych e-maili, w których pobrzmiewały echa wojny domowej w Hiszpanii i pojawiły się szubienice.

Silni

POLOmarket twierdzi, że w protestach organizowanych przez syndykalistów pod placówkami sieci nie jest zaangażowany żaden z jej obecnych pracowników. Bierze w nich udział kilku byłych pracowników i osoby nigdy z siecią niezwiązane, a sposób ich działania obliczony jest przede wszystkim na zyskanie rozgłosu w mediach. Dlatego na wypracowanie jakiegokolwiek kompromisu nie ma szans.

Podobnie ocenia sprawę Poczta Polska. Justyna Siwek, rzecznik prasowy spółki, tłumaczy, że przez ostatnie dwa lata pensje listonoszy wzrosły o 800 zł, nie wspominając o przywróconych premiach i rozbudowanym pakiecie socjalnym. Przypomina, że przed 2016 r. przez kilka lat w firmie nie było żadnych podwyżek. I retorycznie pyta, gdzie wtedy byli syndykaliści? Nie rozumie też formułowanych przez nich zarzutów o zatrudnianie Ukraińców. Poczta nie prowadzi żadnych specjalnych działań, by ich zachęcić do pracy. Jeżeli zgłoszą się do rekrutacji, traktowani są tak samo jak inni kandydaci. Obecnie w spółce pracuje nieco ponad 60 cudzoziemców, różnych narodowości – na 25 tys. listonoszy zatrudnionych na umowę o pracę. A poza tym poczta to poważna spółka skarbu państwa, musi działać zgodnie z prawem, więc pracowników mogą reprezentować wyłącznie zakładowe organizacje związkowe. To z nimi ustalany jest regulamin premiowania czy zakładowy układ zbiorowy pracy. I tylko z nimi prowadzone są rozmowy na temat wynagrodzeń. Inaczej być nie może. Między innymi dlatego Marek Lewandowski, rzecznik prasowy Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, jest przekonany, że najlepszą formą organizacji pracowniczych są związki zawodowe. Nie przeszkadza mu więc, że wciąż pojawiają się nowe. Jeśli uważacie, że źle działamy, załóżcie własny związek, powtarza jak mantrę.

Od razu jednak dodaje, że dla niego siła związku bierze się z liczebności, więc zarzutów syndykalistów, że Solidarności zależy na liczbie członków, nie rozumie. Oczywiście, że zależy. Pieniądze też są ważne, bo bez nich związku nie stać na szkolenia i dobrych ekspertów. Nie rozumie też zarzutu o upolitycznienie. Polityka to jedno z narzędzi pracy. Ważne, bo 90 proc. pracy związkowców to negocjacje. Słabe związki krzyczą i nic z tego nie wynika. Silne siadają do stołu.

Zdaniem Lewandowskiego o skuteczności tej strategii „Solidarność” nie musi nikogo przekonywać. Wystarczy spojrzeć na to, co związek osiągnął przez ostatnie dwa lata, by wspomnieć choćby o przywróceniu wieku emerytalnego czy podniesieniu minimalnej stawki godzinowej do 13 zł. Więc chociaż życzy szczęścia syndykalistom, nie ma złudzeń, że będą równie skuteczni. O sile nie mówiąc.

Gdyby byli silni, na prawnika dla zwolnionego Trochimiaka nie musieliby się składać koledzy.

162
 
 

No to może coś z większych "firm". Tramwaje Warszawskie zamieściły ogłoszenie że poszukują ludzi. Zamieszczają ogłoszenia takie jak w załączniku. Z niego można wyczytać że 8 000 pln brutto to sama podstawa.... otóż nie. Jest to kwota 5200 pln brutto (podstawa) + 10% premii uznaniowej + 400pln brutto dodatku za punktualność (o ile wyrobicie) + PÓŁROCZNA premia za brak wypadków (nie muszą być z Waszej winy)+ przepracowane niedziele, święta, godziny nocne. 8000 pln brutto to kwota absolutnie maksymalna której długoletni motorniczowie nie widzieli. Dodatkowo jeżeli będziecie mieli chociaż jedną wpadkę w miesiącu (skarga, urlop na żądanie wzięty tego samego dnia, uszkodzenie tramwaju bo np. auto zaparkowało przy torowisku i zahaczycie to to jest Wasza wina albo gałąź zbije szybę (cytując nadzór ruchu, "mogłeś to przewidzieć") to tracicie wszystkie dodatki i dostajecie tylko podstawę. Dodatkowo ponosicie dodatkową odpowiedzialność za praktycznie wszystko, nieuzasadniony zjazd do zajezdni bo np. przestały działać wycieraczki podczas ulewy i nie potrafiliście tego naprawić itd. itd. itd.) to wszelkie dodatki tracicie. Dostajecie tylko czystą podstawę czyli okolice 4k pln na rękę jeżdżąc świątek piątek, mając bardzo dużą odpowiedzialność, znosząc humory pasażerów.

Czyli 8k brutto to kwota którą dostajecie maks raz na pół roku przy spełnieniu wszelkich wymagań.

Dodatkowo jeżeli się zatrudnicie i nie przepracujecie minimum 2 lat to płacicie pracodawcy karę w wysokości ponad 6k pln.

Przykre że takie firmy tak oszukują w ogłoszeniach. Dzwoniąc na ten numer wpierw usłyszycie że aby dowiedzieć się szczegółów musicie zakwalifikować się do rekrutacji która ma kilka etapów 😃.

Nie bez powodu tramwaje już od wielu lat szukają motorniczych jednocześnie rejestrując dużą ilość rezygnacji pracowników z tego stanowiska. Albo pracują sami młodzi albo pracownicy blisko emerytury. Reszta po 2 latach pracy rezygnuje. Nie dajcie się na to naciąć albo sami się zgłoście na rekrutację i po kilku etapach sami wypytajcie przy rozmowie o pracę. Powodzenia 😉

163
 
 

cross-postowane z: https://szmer.info/post/2580513

Posunięcie to ma na celu promowanie legalnej migracji obywateli państw trzecich do Wspólnoty w celach zawodowych oraz zaradzenie obecnemu niedoborowi siły roboczej w UE.

Osoby aplikujące po ten typ zezwolenia mają otrzymywać odpowiedź w ciągu maksimum 90 dni. Mają też mieć możliwość zmiany pracodawcy i zabezpieczenie w razie bezrobocia.

164
165
 
 

Pracodawca, który zwolnił graficzkę w drugim dniu pracy za pomocą komunikatora Skype, uważa, że taka rozmowa powinna była odbyć się osobiście. W czwartek media społecznościowe obiegł post jednej z użytkowniczek, która opisała, w jaki sposób została potraktowana przez firmę giftpol.pl. W trakcie rozmowy ze zwolnioną graficzką napisał m.in., że "nie płaci za naukę". Po czasie firma wydała oświadczenie, które... zniknęło z sieci.

166
 
 

Gdzieś szef nie wypłacił pracownikom kilku stów, inny kilkudziesięciu koła. ZUS-u też nie płacił. I ani brak umowy, ani jednocyfrowa godzinówka, ani zapalenie pęcherza nie uniosą choćby jednej brwi pracownikom gastronomii, bo to wszystko to już gorzki klasyk

167
 
 

Podpalenie biura SUNTRACS nie jest odosobnionym incydentem, ale kulminacją serii wyrachowanych prób uciszenia i prześladowania SUNTRACS i jego liderów poprzez represyjne i zastraszające środki za ich znaczącą rolę w ogólnokrajowych protestach, które pokonały 40-letnią koncesję wydobywczą dla kanadyjskiej firmy First Quantum Mineral. Te represyjne i zastraszające środki, w tym aresztowanie sekretarza ds. stosunków zagranicznych SUNTRACS, Jaime Caballerosa, 26 lutego, niesprawiedliwe zamknięcie kont bankowych [...], bezpodstawne oskarżenia przeciwko liderom SUNTRACS, w tym sekretarzowi generalnemu Saulowi Mendezowi, oraz manipulacje ze strony Jednostki Analiz Finansowych (UAF) w celu wplątania SUNTRACS w bezpodstawne dochodzenie sądowe w sprawie domniemanego prania pieniędzy, stanowią nikczemne strategie mające na celu podważenie wiarygodności i działalności związku.

168
 
 

— Blisko 30 mln pracowników w UE ma dziś powody do radości. A ja jestem dumna, że w imieniu Polski, mogłam się do niej przyczynić — napisała na platformie X Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra rodziny, pracy i polityki społecznej. Chodzi o to, że Rada UE do spraw zatrudnienia osiągnęła porozumienie w sprawie dyrektywy o pracy platformowej, która przewiduje domniemanie etatu. Jeszcze 20 lutego wydawało się to niemożliwe, bo porozumienie blokowy Niemcy, Grecja, Francja i Estonia

169
 
 

cross-postowane z: https://szmer.info/post/2567883

Pracownicy Activision postanowili połączyć siły i stworzyć największy w branży związek zawodowy. 😎

170
 
 

Rząd szykuje dużo zmian dla osób pracujących na podstawie umów cywilnoprawnych oraz osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. O najważniejszych działaniach mówiła szefowa resortu pracy, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podczas posiedzenia plenarnego Rady Dialogu Społecznego.

171
 
 

W niedzielę 3-go marca pod jednym ze sklepów Żabka przy ulicy Puławskiej w Warszawie doszło do demonstracji zorganizowanej przez Związek Syndykalistów Polski. Chodziło o nadużycia jakich dopuszczał się franczyzobiorca wobec swoich pracowników. 6 marca centrala sieci Żabka postanowiła rozwiązać z nim umowę.

W niedzielę 3-go marca odbył się protest zainicjowany w odpowiedzi na naruszenia praw pracowników w jednym ze sklepów franczyzowych sieci Żabka. Pracownicy oraz ich reprezentanci wskazywali na kilka incydentów, w których dochodziło do łamania przepisów prawa pracy przez właściciela franczyzy.

"Od czerwca do października franczyzobiorca nie wypłacał pensji mojemu narzeczonemu. Mnie również nie wypłacił za październik. Zwracałam się do centrali Żabki z prośbą o pomoc. Ci odpowiedzieli, że to kwestia przedsiębiorcy" - mówiła na miejscu dziennikarzowi dlahandlu.pl Róża, była pracowniczka sklepu sieci Żabka.

W odpowiedzi na protesty, centrala sieci Żabka poinformowała nas, że zwróciła się do franczyzobiorcy, aby oficjalnie wyjaśnił, co dokładnie miało miejsce. Jednocześnie podkreśliła, że franczyzobiorca jest niezależnym przedsiębiorcą. Niemniej jednak, zgodnie z postanowieniami umowy franczyzowej, należy przestrzegać prawa, w tym prawa pracy.

Żabka rozwiązała umowę z franczyzobiorcą Redakcja dlahandlu.pl postanowiła poinformować centralę sieci Żabka o całej sytuacji oraz poprosiła o komentarz i przyjrzenie się sprawie wspomnianego franczyzobiorcy z Warszawy. Dzisiaj otrzymaliśmy komunikat od centrali sieci Żabka, w którym poinformowano nas, że po zbadaniu sprawy postanowiono rozwiązać umowę z franczyzobiorcą.

Treść komunikatu:

Informujemy, że po gruntownym przeanalizowaniu wszystkich okoliczności, 6 marca 2024 r. formalnie wypowiedzieliśmy umowę współpracy franczyzobiorcy prowadzącemu sklep Żabka przy ulicy Puławskiej w Warszawie. Franczyzobiorca jest niezależnym przedsiębiorcą, samodzielnie zatrudniającym pracowników, dlatego jako sieć nie mamy wglądu w dokumentację pracowniczą, a tym bardziej nie mamy prawnej możliwości ingerowania w relację pomiędzy nim a jego pracownikami. Jednocześnie, zgodnie z zapisami umowy franczyzowej, przedsiębiorca prowadzący Żabkę jest zobowiązany do prowadzenia biznesu w zgodzie z prawem, w tym prawem pracy, a także Kodeksem Etyki i Postępowania dla Franczyzobiorców. W przypadku uzasadnionych wątpliwości co do wypełniania tych zobowiązań, co miało miejsce w przypadku sklepu przy ulicy Puławskiej, jedyną dopuszczalną formą reakcji sieci jako franczyzodawcy jest rozwiązanie umowy, co uczyniliśmy.

Jeśli jesteś świadkiem jakichkolwiek nadużyć lub nieprawidłowości, zachęcamy do zgłoszenia tego faktu. Dziennikarze zawsze są gotowi nagłośnić sprawy, które wymagają uwagi i działania społecznego. Twój głos ma znaczenie, a dzięki wspólnej mobilizacji możemy przyczynić się do rozwiązania problemów i wprowadzenia pozytywnych zmian.

172
1
submitted 1 year ago* (last edited 1 year ago) by [email protected] to c/[email protected]
 
 
  1. Jedenaste: nie pokazuj.
  2. Pracy się nie lękaj, mało rób, a dużo stękaj.
  3. Nikt cię w pracy nie doceni.
  4. Nie popędzaj, bo będzie wolniej.
  5. Do góry nie poleci.
  6. Nikt z tego strzelał nie będzie.
  7. Wjechał, to i wyjedzie [przy przeglądach taboru kolejowego].
  8. Miej wyjebane, a będzie ci dane.

Jak sobie jeszcze coś przypomnę, to dopiszę.

A Wy jakieś znacie?

173
 
 

tl;dr w najlepszym wypadku minimalna i płacz że ludzie nie chcą pracować

174
 
 

cross-postowane z: https://szmer.info/post/2549414

Wmówiono pracownikom, że są w zasadzie nikim, nie mają własnych interesów, bo te są tożsame z interesem właścicieli firm. Bezustannie wmawia się ludziom, że coś takiego jak klasa pracowników najemnych nie istnieje. Istnieje tylko „klasa średnia”.

175
 
 

Kapitalizm wszystkich w końcu „zracjonalizuje” i „zredukuje”, albo przynajmniej takie jest jego dążenie. Aktualnie zredukował dział korekty w Wyborczej, bo wiadomo, po co to komu. Dziennikarz obecnie to jest już człowiek-orkiestra, więc skoro może zrobić smartfonem zdjęcie do tekstu, to i sam sobie może go poprawić.

Zawsze, kiedy oddaję tekst do tej czy innej redakcji tego, czy innego szacownego, choć zazwyczaj niszowego pisma, z niecierpliwością czekam na to, co zrobią z nim redaktorki i korektorki. To jest fascynujące, obserwować jak pod wpływem innego mózgu twój tekst ulega zmianom. Nie zawsze sensownym i zdarza mi się (choć bardzo rzadko) wchodzić w spór i upierać się np. przy użyciu jakiegoś konkretnego słowa. Ale chyba nie jestem najtrudniejszym z twórców, jak sądzę. I wbrew oczywistemu, przypisanemu chyba każdemu autorowi, przesadnemu ego, staram się samoograniczać i przyjmować pokornie efekt.

Tym bardziej że dla mnie pisanie zawsze jest czynnością kolektywną. Wynika wszak z lektur innych osób piszących, dyskusji z innymi osobami itd. Samodzielnie nie jesteśmy w stanie stworzyć nie tylko ołówka, ale także tekstu.

I teraz kapitalizm coraz bardziej nas tej kolektywnej strony chce pozbawić. I nie, to nie jest zagrożenie ze strony AI, tylko zarządzających tym absurdem całkiem ludzkich istot. Działy korekty są wycinane już któreś dziesięciolecie. W internecie prawie już chyba nie istnieją, a zachowały je wyłącznie już niemal właśnie niszowe pisma, o których pisałem wyżej.

A pamiętam dokładnie, jak pierwszy raz podejmowałem pracę w pewnym lokalnym, choć dużym, dzienniku, jak z wielkim uznaniem przyglądałem się pracy korektorek. A na „zrobienie materiału” chodziłem z kolegą fotoreporterem. Nie ma już ani korektorek, ani fotoreportera, ani nawet tego dziennika. Mnie też tam już od wielu lat nie ma, sam się zwolniłem, zanim został wchłonięty i zlikwidowany przez konkurencyjne korpo.

Wszyscy zostali „zracjonalizowani”.

Xavier Woliński

Autora można wspierać na https://patronite.pl/Wolnelewo

view more: ‹ prev next ›